Bezy są pozornie łatwe i tanie do zrobienia. Niestety wymagają dużo czasu w piekarniku, bo raczej się je suszy niż piecze. Zazwyczaj piekę je w nocy, wiele godzin na bardzo niskiej temperaturze. W tym przypadku spróbowałam inaczej, troszkę szybciej. Wyszły nieźle, nawet maja interesujący kolor..
Zaczęło się niewinnie – coś, ktoś, komuś mówił, i Małgosia zaproponowała, że sprzeda mi pomysł na pyszne ciasteczka. Rzuciła ‘rybkę’ i jakoś pomysł zaczepił. Spróbowałam. Na razie oceny bardzo pozytywne.. Tu wyszło 16 sporych ciasteczek, prawie z pewnością wystarczy dla 8 osób do kawy czy herbaty.
Miałam
- dwa białka, zawsze biją się lepiej, kiedy są w temperaturze pokojowej, więc wyjęłam z lodówki dobrą godzinę wcześniej;
- trochę płatków migdałowych,
- cukier.
- Piekarnik na 350F/175C.
- Ubiłam białka, dosyć sztywno.
- Kiedy były już prawie sztywne, dorzuciłam chyba 4 łyżeczki cukru, kolejno, wciąż bijąc.
- Kiedy cukier się wmieszał i masa była gładko gęsta, dorzucałam powoli migdały, na wyczucie, ile się dało, po łyżeczce mniej więcej. Mieszałam delikatnie silikonowa szpatułką.
- Weszły wszystkie, które miałam, wiec skończyło się na dosyć gęstej, ale nie sztywnej masie.
- Papier do pieczenia posmarowany cieniutko olejem, na płaskiej blasze.
- Łyżeczką kładłam jak najmniejsze się dało – chyba wolałabym mniejsze, – może następnym razem uda się lepiej.
- Do pieca.
- Kiedy się przyrumieniły, zaczęłam obniżać temperaturę, najpierw do 300F., potem, za jakieś 20 minut, dalej do 250. I tak zostały, na dobrą godzinę.
- Kiedy poczułam (ręką!) że zesztywniały i dadzą się podnieść z papieru, przewróciłam je na plecy i suszyłam dalej, jakieś pewno 20 minut.
- Wyłączyłam piekarnik i zostawiłam bezy w środku, do wystygnięcia.