Text in English here..
Pomysł podchwyciłam u Hugh Fearnley-Whittingstall, kucharskiego wspaniałego felietonisty Guardiana. Świetny deser, szczególnie dla tych, którzy, jak ja, mają tony szczawiu w ogrodzie.
Zrobiłam dwie małe (20 cm dia) tarty, wypełnione po brzegi. Powinno wystarczyć spokojnie na 8-10 osób.
Kilka łyżek nadzienia, które się nie zmieściły, upiekłam osobno w małym ogniotrwałym naczynku. Szybka, doskonała próbka nadzienia dla łakomczucha, który się wciąż po kuchni kreci.
Na kruche ciasto przygotowałam
- 200g mąki,
- 2-3 łyżki cukru pudru,
- szczyptę soli,
- 125g niesolonego masła, pokrojonego na małe kosteczki,
- 1 żółtko (dużego jajka),
- kilka łyżek zimnego mleka (można zastąpić wodą).
Ciasto:
- Przesiałam mąkę, puder i sól do miski.
- Dołożyłam masło, zasypując je mąka, i palcami roztarłam z mąką, Wykończyłam drucianym mieszadłem do rozgniatania jajek. W sumie miałam mieszankę masła i mąki o konsystencji grubej bułki tartej.
- Dodałam żółtko i tyle mleka, ile potrzeba, żeby ciasto zaczęło się kleić w spore luźne grudy.
- Wysypałam wszystko na lekko oproszoną mąką stolnice, i wyrabiałam delikatnie, ale szybko, zwijając gotowe ciasto w kulkę.
- Zawinęłam kulkę w folie spożywczą i wsadziłam do lodówki na 30 minut.
- Podzieliłam ciasto na pół – ale, jeśli wolisz zrobić jedna dużą tarte (24cm lub więcej) more in dia) nie dziel wcale, naturalnie.
- Każdą cześć ciasta wałkowałam, żeby uzyskać koło trochę większe od foremki, i umieściłam je uważnie w formie, pozostawiając na brzegach nadmiar, jaki wisi.
- Widelcem nakłułam dno tart i wsadziłam je znów do lodówki na dodatkowe 10 minut.
- Nastawiłam piekarnik na 190C/375F i wsadziłam doń płaską blachę do pieczenia, na której zmieszczą się obie małe tarty..
- Po wyjęciu z lodówki pokryłam obie foremki papierem pergaminowym, na który wysypałam suchą fasolkę do pieczenia, żeby ciasto piekło się pod ciężarem. Upewniłam się, ze brzegi (obwód tarty) foremki są dokładnie przykryte.
- Wsadziłam foremki do piekarnika, na 15 minut.
- Po 15 minutach usunęłam papier i fasolki, i piekłam dalej puste foremki, około 5 minut (aż upieczone, nie spieczone) .
- Wyjęłam na siatkę chłodzącą, wyczyściłam brzegi, niech stygną.
Napełniamy i pieczemy:
- Na oko 300g sparzonego szczawiu – jeśli zamrożony, trzeba rozmrozić (microwave albo garnuszek na kuchence, pod przykryciem)
- masło, około 15g (2 małe łyżki?)
- 2 duże jajka, plus 2 żółtka
- 300ml śmietanki do bicia
- 100ml chudego mleka
- 2 łyżki cukru pudru
- garść suszonych rodzynek (albo suszonych czereśni?)
- Nastawiłam piekarnik na 180C/350F.
- Upewniam się, ze szczaw gotowy, odciśnięty z płynu jak tylko można dokładnie, i posiekany na deseczce; nie chcemy podługaśnych ogonków, jeśli były.
- W misce wymieszałam jajka, żółtka, śmietankę i mleko.
- Rozsypałam na to puder, wymieszałam aż się rozpuścił.
- Wmieszałam szczaw.
- Bardzo starannie rozlałam płyn jajeczny do gotowych foremek z ciasta. Nalałam tak pełno, jak tylko się dało. Uważnie widelcem rozprowadziłam szczaw, równomiernie, po całej miseczce. Została mi reszteczka masy jajecznej, wlałam do maleńkiej szklanej żaroodpornej miseczki, niech się nie marnuje!.
- Równomiernie rozsypałam suszone owoce (zatonęły, szczęśliwie).
- Bardzo uważnie przeniosłam pełniutkie foremki na płaską blachę do pieczenia, i całość do gorącego piekarnika..
- Piekło się prawie godzinę, zanim wierzch był sztywnawy i złocisty. Mała foremka z reszteczkami naturalnie dawno wyleciała z pieca, i smakosze ją szybko znaleźli.
- Zostawiłam na siateczce do chłodzenia.