Los zarzucił mnie owocami mango, których na ogół nie kupujemy, może dlatego, że ja od dzieciństwa piastuje jakiś uraz do smaku i zapachu mango.. Tak czy inaczej, pojawiło się 9 wielkich, prawie dojrzałych, i trzeba było coś z nimi robić. Wepchnęłam Wojtkowi jeden na surowo wczoraj, a dziś rzuciłam się do poważnych akcji likwidacyjnych. Niniejsze danie obiadowe to jedna ścieżka, lody, które siedzą w zamrażalniku i czekają na ‘okazje’, to druga. Na razie panika opanowana.
A wiec, dla 4 osób przygotowałam:
- 2 rzeczone piersi kurczaka bez skory i kości, miały w sumie około 500g mięcha. Pokroiłam w kostkę.
- 4 zdrowe szalotki, posiekane drobno,
- 2 owoce mango, trzeba przyznać, ze znacznej wagi – myślę, ze każdy spokojnie ważył około 300 g. Cierpliwie obrane i pokrojone oddzielnie. Jeden byle jak, posiekany, drugi trochę staranniej, na równe kawałeczki, z grubsza klinowego kształtu.
- 1 wielki świeży ogórek angielski , umyty, pokrojony w półksiężyce.
- kilka łyżeczek curry pasty a, było mało, wiec dołożyłam odrobinkę pasty b, które zawsze mam w lodówce. Myślę, ze można w tej sprawie spokojnie polecieć na komercjalne pasty, które się woli albo akurat ma pod ręką.
- mniej więcej 400 ml mleka kokosowego (czeka w blenderze, po lewej)
- ghee – 2-3 łyżki.
Wyszło w porządku, sos znakomity, ale wydaje się, ze wkładkę mięsną, czyli kurczaka, można pominąć. Nie wniósł wiele wartości smakowych. Może to wina dzisiejszych silikonowych kurzych piersi?
Wiec tak:
- Rozgrzałam ghee w dużym, plaski garnku z ciężkim dnem.
- Na gorące masło chlupnęłam pastę curry, mieszając wszystko drewnianą szpatułką.
- Po minucie z hakiem, kiedy wydawało się gorące i wymieszane, wrzuciłam szalotki. Niech się rozgrzewają i miękną ( do przejrzystości, z grubsza, nie do brązowienia).
- Kiedy szalotki wydały się zjadliwe, wrzuciłam kurczaka – upewniając się, ze palnik ustawiony na dosyć gorące smażenie, nie duszenie.
- Kiedy kurczak się rumienił, jednak dobre 5-7 minut, ja wrzuciłam szpetne kawałki mango do mleka kokosowego i zawirowałam je, aż do całkiem gładkiej mieszaniny.
- Uznałam, że kurczakowi dość, nie będzie surowy, i zalałam go mlekiem kokosowym z szpetnym mango.
- Pozwoliłam wrócić do lekkiego wrzenia, popyrliło minutę – dwie, i wrzuciłam ładne mango i ogórek.
- Teraz poczekaliśmy delikatnie bulgocąc na małym ogniu, pod pokrywka, kilka minut (właśnie ryż dochodził!). Kiedy wszystko było zdrowo rozgrzane, podawaliśmy. W ogrodzie!