Sfrustrowana nie całkiem udanym eksperymentem z białymi porzeczkami postanowiłam pójść na łatwiznę i nie bawić się z surowe, przecierane, zdrowe.. Może w przyszłym roku. Na razie podchwyciłam przepis ancicha w Wielkim Żarciu; jeśli się ta niezwykła prostota uda, oddam wszelkie kredyty i będę szczęśliwa.
Więc co się wydarzyło?
- Porzeczki oczyściłam z szypułek, opłukałam, i zważyłam (troszkę ponad 1 kg)
- Wrzuciłam do garnka.
- Odmierzyłam cukier na wagę, troszkę mniej, niż porzeczek (tuz poniżej jednego kilograma).
- Zasypałam cukrem porzeczki i mieszając drewnianą łyżką doprowadziłam do wrzenia.
- Gotować na wolnym ogniu do momentu, aż porzeczki będą prawie rozgotowane. W czasie mieszania rozgniatałam je łyżką. Odeszłam na sekundę, natychmiast zaczęły kipieć. Nie odchodźcie!
- Przez gęste sito przelałam zawartość garnka do dużego, żaroodpornego dzbanka. Starannie przetarłam berłem drewnianym tyle soku, ile tylko się dało.
- Na skali dzbanka okazało się, że mam jakieś 1.5 litra wywaru.
- Przygotowałam 6 słoiczków (250 ml każdy) w kąpieli sterylizującej.
- Całość porzeczkowego wywaru, przykryta folią spożywczą, zagotowałam raz jeszcze, tym razem w microwave. Trzeba było raz zamieszać w trakcie procesu (zmienić przykrywającą folię na świeżą..)
- Gorącą galaretką napełniłam 6 słoiczków.
Po 12 godzinach śliczna klarowna i zwarta. Świetny pomysł. Dziękuję za inspirację.