Proces produkcyjny podobny do stosowanego przy kopytkach. Pyrki, mąka, jajko, sól. W kotletach działają tez cebula i pieprz, także patelnia i trochę oleju. Atrakcyjna opcja podawania po schłodzeniu lub zamrożeniu wymaga piekarnika, ale jest wprost doskonała. Świetny kandydat do przygotowania ‘na zaś’, kiedy czas i zapasy pozwalają, schłodzenia lub zamrożenia, i szybkiego podawania kiedy głód lub niespodziewani a wymagający goście.
Do kotletów wymagany jest akompaniament: dobry sos. Znakomicie wchodzi grzybowy, ogórkowy, pomidorowy, i, z pewnością, koperkowy.. Obok dowolna świeża sałata.
Na 14 kotlecików rozmaitej wielkości (spokojnie porcja dla 3-4 osób) przygotowałam:
- 1.5 kg dobrych wsiowych kartofli ( w odróżnieniu od tych, które kupuje się w miejskich sklepach)
- 2 jajka
- mąka na oko – chyba jakieś 25-30 dkg. trzeba tez mieć zapas do podsypywania uformowanych już kotlecików, ale to już wystarczą naprawdę reszki ze stolnicy.
- jedna średnia cebula
- troszkę masła do zeszklenia cebuli
- 3-4 łyżki oleju do smażenia kotlecików
- sól, pieprz do smaku
- kilka kawałków ręcznika papierowego albo bawełniana pieluszka do obsuszania kotletów po smażeniu
Kartoflane Puree
- Obrane pyrki gotujesz do miękkości (ale nie rozpadliwie!) w osolonej wodzie.
- Odlane poddasz mieleniu – im gładsze puree tym lepiej. Ja do tego zadania używam elektrycznego mixera, skrzydlatego, który trzymam w reku i wsadzam do garnka z gorącymi kartoflami. Gorące mielą się znacznie łatwiej nic ugotowane y wystudzone.
- Teraz można gładziutkie puree odstawić do wystudzenia.
Jeśli nie masz przetwarzać ich teraz, wystudzone zamknij szczelnie i schowaj do lodówki. Spokojnie postoją dzień, nawet dwa. Przed dalszymi krokami trzeba je pozostawić w temperaturze pokojowej godzinę, dwie.
Przygotowujesz kotleciki
- Obierasz cebule i siekasz drobno, jak się tylko da.
- Na małej patelni rozgrzewasz łyżeczkę masła i na nim zeszklisz posiekaną cebulę. Można ładnie zarumienić, ale nie przypalać.
- Odstaw do wystudzenia.
- Sporą miskę oprósz częścią maki, na niej umieścisz puree kartoflane w temperaturze pokojowej.
- Teraz można wycisnąć dłonią malownicze dołki, w które wbijesz jajka, sól, trochę mąki.
- Dłonią (lub oboma ) zagniatasz delikatnie, starając się wymieszać składniki.
- Dorzuć chłodna cebule, dosyp mąki, jeśli trzeba. Można zgęstniałe ciasto przenieść na deskę/stolnicę, jeśli zaczyna się już trzymać razem, daje się uformować gruby wałek czy krągły bochenek.
- Teraz albo kroimy plastry wałka, albo pajdki bochenka, i, kładąc je płasko na oprószonej mąką desce formujemy plaskate kotleciki, wyrównując je płasko nożem.
- Jedna albo dwie patelnie, na średnich ale nie za niskich palnikach, kilka kropel oleju.
- Na gorący olej kładziesz kotleciki i cierpliwie czekasz kilka minut. Kiedy jedna strona wydaje sie podsmażona, delikatnie dwoma nożami czy szpatułkami przewracasz na druga stronę. Cały proces nie jest długi, trwa w sumie kilka minut.
- Z patelni na pieluszkę lub ręcznik papierowy, dla odessania resztek oleju.
- Teraz albo na stół, albo zostawisz do wystudzenia.
Co z tymi, które nie są podawane dziś?
Po zupełnym wystudzeniu można je starannie przykryć i schować do lodówki.
Krzyś pokazuje, ze można tez nazajutrz zjeść pyszne śniadanie:
Można tez zamrozić. Do zamrożenia ja każdy kotlecik zawijam przejrzystą folią i wrzucam je indywidualnie do zamrażarki. Po kilku godzinach zbieram i, ślicznie sztywne, pakuję do porządnych torebek plastikowych, w których mogą mieszkać miesiące.
Te z lodówki i te z zamrażalnika rozgrzewa się do konsumpcji w piekarniku. Ustawisz nie więcej jak 200C/400F, kotleciki chłodne albo zamrożone (JUŻ POZBAWIONE FOLII) układasz w jednej warstwie na blasze lub ogniotrwałym półmisku, i buch do rozgrzanego piekarnika.
Te z zamrażarki potrzebują więcej czasu, może nawet do 25-30 minut. Te z lodówki powinny być szybciej, jakoś 15 min. Najlepiej dotknąć palcem i ocenić, czy istotnie gorące..
Smacznego!
Wariant z zamrożonymi kotlecikami – rewelacja, palce lizać powyżej łokcia. W skrócie:
– do przygotowania kotlecików mrożonych w wariancie Wojtka wybieramy kraj, w którym ChDiKK, tzn. taki, w którym żadne służby nie działają.
– Powodujemy tornado niszczące podstację elektryczną,
– po pięćdziesięciu godzinach braku prądu sprawdzamy czy zamrożone kotleciki zaczynają mięknąc w zamrażarce. Jednocześnie sprawdzamy zamrożone płaty łososia.
– po 55 godzinach braku prądu i częściowym odmrożeniu produktów zamrażamy wszystko jeszcze raz, żywiąc się w międzyczasie dwoma kilogramami rozmrożonych w zamrażarce dużych krewetek http://wczorajsze.org/ewolucyjna-wersja-znajomych-szybkich-krewetek-na-ostro/
( wersja bez klusek)
– po zjedzeniu krewetek, rozwijamy zamrożone powtórnie kotlety jak i łososia z folii, kładąc łososia na stole a kotleciki na patelni na dużym kawałku masła. Ustawiamy temeperaturę patelni na najniższą możliwą i jednocześnie odbierając telefon od providera internetu, z którym przez półtorej godziny usiłujemy odzyskać dostęp do serwera (patrz tornado).
– w panice zdejmujemy kotleciki z patelni, które wcale się nie przypaliły, tylko cudownie przesiąkły nadmiarowym masłem, osiągając równomiernie temperaturę ok 65-70 C..
– kładziemy na nie płaty cudownie chłodnego, wędzonego łososia.
Niebo w gębie, smacznego!