Ale się wpuściłam w kanał..
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat Zosia robiła knedle, ja tylko je wyciągałam z freezera i podgrzewałam.. A teraz mnie dopadło.
Te na obrazku były zamrożone, potem podsmażone na oleju z odrobinką masła. Także są troszkę bardziej puchate, niż zazwyczaj, bo do ostatnie porcji zabrakło mi mąki kartoflanej i dodałam w zastępstwie make ryżową.
A więc zrobiłam. Może tylko dlatego, ze ciasto kartoflane przypomina bardzo to, które używam do lepienia klusek śląskich, wydawało się łatwe. Poza tym nareszcie rzucili śliwki, prawie węgierki, a już nie mogę robić nalewki, wiec jakoś przyszło do knedli.
Mam 22 knedle.Wygląda na to, ze może 2 na osobę na deser, może 4 na osobę jako lunch. Zobaczymy.
- 1 kg ugotowanych i sprasowanych kartofli (baking potato),
- mąka kartoflana – 1/4 objętości kartofli, na oko,
- 2 łyżki stołowe mąki pszennej (garść),
- 2 jajka,
- 11 śliwek normalnej wielkości – za diabła nie umiałam wcisnąć całej śliwki do placuszka, więc poszłam na ugodę, odłożyłam mniejsze, wydrylowałam normalne, teraz każdy knedel ma połówkę. Śliwki są czyste, nacięte na pól – właściwie w moim przypadku powinny być po prostu przecięte na pół,
- troszkę cukru do każdej połówki śliwki,
- woda, sól, kilka kropel oleju do gotowania,
- Wcisnęłam kartofle w miseczkę plaskatą.
- Wyrzuciłam uformowany miseczką pagórek na stolnicę.
- Wycięłam 1/4, odsunęłam na bok.
- Wsypałam w to miejsce make kartoflana.
- Na to sypnęłam mąkę pszenną.
- Dosunęłam wyciętą 1/4 kartofli.
- Zrobiłam dołek na środku.
- Wbiłam w dołek jajka.
- Paluchami mieszałam i zarabiałam ciasto, wspominając moje maleńkie bliźniaczki/wnuczki.
- Wyrobiłam dosyć gładkie, spójne ciasto.
- Nastawiłam duży garnek z wodą, troszkę soli i kilka kropel oleju.
- Teraz ukroiłam 1/3 ciasta, uturlałam wałek, jakoś może 5cm średnicy (albo jak nadgarstek damy).
- Z tego wałka kroiłam plasterki.
- Każdy plasterek wygniotłam na dłoni na placuszek, na ten placuszek połówka śliwki (pleckami na dół), na śliwkę ćwierć łyżeczki cukru i
- lepimy! To jest troszkę koślawe- trzeba wgnieść te śliwkę tak, żeby uzyskać trochę ciasta dookoła – to ciasto zgniatasz delikatnie na wierzchy, potem troszkę turlasz jak kulkę w obu dłoniach, i jakoś starasz się wyrównać warstwę ciasta i zamknąć wszystkie otwierające się szczeliny.
- Odkładasz gotowe knedle na tacę obok, może taca troszkę poprószona mąką
- Kiedy jest już tyle knedli, ile zmieści się wygodnie w jednej warstwie w garnku, i kiedy woda wrze, delikatnie wrzucaj po jednym do wody – powinno wrzeć bez oporu – podważysz łyżką delikatnie knedle od dna, i zostawiasz, wracaj do lepienia reszty.
- Trzeba je gotować jakoś 2-3 minuty od wypłynięcia, wyciągając je z kipieli ostrożnie płaską łyżką cedzakową, na plaski półmisek.
- Teraz można podawać z masłem i cukrem, albo pozwolić im wystygnąć i przygotować do mrożenia.
Kiedy są już chłodne, ja przed mrożeniem smaruję każdy knedel bardzo delikatnie odrobioną oleju, turlając delikatnie żeby całkiem się pokryły. To bardzo ułatwia mrożenie i odmrażanie pojedyńczych sztuk. Jeśli Ci na tym nie zależy, możesz zamrozić od razu cała tackę, którą potem też całą odmrozisz (odgrzejesz?).
mmm