Miałam w ręku około 2 kg wspaniałych dojrzałych gruszek – BARTLETT , as it happens. Musiałam je jakoś zabezpieczyć, bo nie ma jak zjeść zanim ‘zejdą’. Few days ago i found myself in a similar position, but they were Boscs. This time I managed to take some pictures.
Kilogram gruszek odpowiada mniej więcej litrowemu słoikowi ‘kompotu’, ale dla pewności można obrać więcej. Po całej operacji zostały mi puste słoiki i syrop gruszkowy…
Do tego, mniej więcej, jakieś 1.5 litra syropu. Gesty syrop zrobiliśmy z 1.5 kg cukru i trochę syropu jabłkowego, który został z jakichś deserowych eksperymentów dwa dni temu. Można chyba wykorzystać jakikolwiek syrop z prawdziwych owoców, który się ma. Gdyby się nie miało, na te sama ilość gruszek przygotuj syrop z 3 kg cukru i odrobiny (szklanka?) wody.
Obierając gruszki i dzieląc je na ćwiartki pilnowałam słoików, które się miały gotować. Pokryweczki i zakrętki miały być sparzone, ale nie gotowane. Wszystko miało się spotkać ‘na gorąco’.
Gruszki obrane wrzucałam do miski, w której był roztwór wodny witaminy C. Wojtek mówi, ze na 2 litry dal 1 ½ g (około 1/3 łyżeczki) proszku . Starczyło. Taka kąpiel ma zapobiegać oksydacji czyli zmiany koloru. Rzeczywiście, gruszki są bialutkie nawet teraz, po całej operacji.
Kiedy słoiki się ugotowały, nastawiliśmy syrop.
Kiedy ten się ugotował, wrzuciliśmy do syropu osączone gruszki i próbowaliśmy je zagotować.. Było trochę awantur o to, czy szybko, czy wolno, czy przykryć, czy nie.. W sumie trwało krótko, ale gruszki chyba troszkę się rozgotowały.. Wyglądają za miękkie. W drugim podejściu, już spokojnie, trzymałam BOSCs w delikatnie bulgocącej kipieli jakie s 10-13 minut.
Zdjęłam z ognia i ładowałam do gorących słoików, zalałam każdy syropem ile się dało (około 10-15 mm poniżej poziomu pokrywki) i do pieca na 275F. Posiedzą aż będą bąbelkować, wyjmę, dokręcę, ostudzę, i do piwnicy.
Tak się stało. Doskonałe – na razie..